Opowiadanie


Ambicje sir Gwydiona

Sir Gwydion miał wielkie ambicje: chciał zostać królem. Był tylko jeden problem: nie miał żadnych, absolutnie żadnych praw do tronu. Nie zrażał się tym jednak. Przecież gdyby poślubił córkę władcy królestwa Anborn, Galahada, jego jedyne dziecko, odziedziczyłby tron. Dziewczyna miała na imię Iliana. Kobiety w owych czasach nie miały żadnych praw, toteż Gwydion nie musiał się martwić o jej zgodę. Udał się do króla Galahada i przedstawił mu swą prośbę. Jego Wysokość wysłuchał jej spokojnie, po czym... wybuchnął śmiechem.
- Sir Gwydionie, nie jesteś odpowiednią partią dla mej córki. Jest wielu lepiej urodzonych młodzieńców.
W tym momencie do sali wpadł jeden z ministrów.
- Panie! - wykrzyknął - Smok znów pustoszy kraj!
Król, nie usłyszawszy tego, co powiedział nowoprzybyły, rzekł:
- Jak śmiesz wchodzić - tu bez pukania! Straż! Zabrać - go i ściąć!
- Ależ panie! Smok! - darł się prowadzony przez żołnierzy minister.
Król wstrzymał straże i spytał od niechcenia:
- I cóż z tym smokiem?
- Ta bestia pali wioski, pola, rujnuje królestwo!
- Więc zabijcie go - władca wzruszył ramionami.
- A-ale my się boimy. Potrzebny jest rycerz!
Gwydion dostrzegł swoją szansę.
- Ja zabiję smoka! - wykrzyknął
- Doskonale. Idź - król odprawił go gestem ręki.
- Żądam jednak wynagrodzenia.
- Dostaniesz... mieszek złota.
- Nie pragnę pieniędzy, a jedynie ręki twej córki. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Dla niej zabiję bestię!
- Jakie to romantyczne - westchnął minister, a żołnierze zaczęli ukradkiem ocierać łzy.
"Bardzo romantyczne - pomyślał Gwydion - zważywszy na to, że nigdy jej nie widziałem".
Król tymczasem aż się trząsł z oburzenia.
- Nie dostaniesz mojej córki.
Nagle koło okna przeleciał smok, rozbijając je skrzydłem; zionął ogniem przysmalając Jego Wysokości włosy i odleciał.
- Aaaaaaa! - wrzasnął król. - Zabijcie tego potwora!
Gwydion nie ruszył się z miejsca.
- Dobra! Dam ci Ilianę, jak zabijesz smoka!

Wielce zadowolony z siebie Gwydion ruszył do jaskini, którą wieśniak określił mianem smoczego legowiska. Rycerz jechał na swym najlepszym koniu, Haraldzie, w ręce trzymał lancę, a u pasa przytwierdzony miał miecz w lśniącej pochwie. Wypolerowany napierśnik odbijał światło słońca, jasne włosy rozwiewał wiatr. „Tak - myślał sir Gwydion - winien wyglądać każdy rycerz. Me czyny opiewane będą w pieśniach.”
Gwydion dojechał do jaskini i wstrzymał konia. Patrzył przez chwilę w ciemną otchłań.
- Wyjdźże, wstrętny potworze! - zakrzyknął - Ja, sir Gwydion, wzywam cię, byś gotował się na śmierć!
Smok właśnie uciął sobie drzemkę. Donośny głos rycerza obudził go. Smok wyjrzał i zobaczył jakąś zakutą w zbroję pokrakę. Zaczął się wprost dusić ze śmiechu. Usłyszawszy drugie zdanie postanowił dać tej ludzkiej istocie nauczkę. Niby od niechcenia zionął ogniem.
Koń Gwydiona uskoczył w porę, zrzucił jeźdźca i uciekł. Lanca potoczyła się daleko. Rycerz zerwał się, odrzucił do tyły nieco przysmalone włosy i wyszarpnął z pochwy miecz.
- Wyjdź, ognisty potworze! - krzyknął
I smok wyszedł.
Był wielki i piękny. Zielono-srebrne łuski migotały w słońcu, czerwone oczy płonęły... inteligencją.
Gwydion stał przez chwilę wpatrzony w tę majestatyczną, dumną istotę. Po chwili opanował się, zamknął dotychczas otwarte usta i znów krzyknął:
- Giń, przebrzydła bestio!
Smok pochylił ku niemu głowę i spojrzał wściekłym wzrokiem.
- Jak mnie nazwałeś?!
Niesamowity, głęboki i nieco chrapliwy głos przedarł się wprost do umysłu Gwydiona.
- Eeee... szanowny panie smoku
Smok zbliżył się jeszcze bardziej
- Dostojny i wspaniały s-smoku? - zająknął się Gwydion.
- No, tak lepiej.
Smok wyciągnął przednią łapę, schwycił miecz rycerza i wyrwał mu go z ręki, po czym zaczął wydłubywać nim sobie resztki jedzenia spomiędzy zębów (to znany zwyczaj smoków).
Gwydion stał jak sparaliżowany.
- Na co się gapisz? - zapytał smok. - Smoka nie widziałeś?
- Eee, mości smoku, za pozwoleniem waszmości, muszę cię zabić.
- Fajnie. Jest tylko jeden problem. Jak zamierzasz to zrobić?
Gwydion zamyślił się.
- Tak, to rzeczywiście przeszkoda... Ale widzisz, muszę cię zabić.
- No, to już słyszłem. Dlaczego?
- Bo, mości smoku, pustoszysz kraj.
Smok wybuchnął śmiechem.
- Myślisz, że uwierzę w twój szczytny cel? Lepej powiedz prawdę.
Gwydion opowiedział smokowi o obietnicy króla.
- Rycerzyku! Podobasz mi się! - wykrzyknął smok - Spryciarz z ciebie. Lubię takich. Znudziło mi się palenie wiosek, pożeranie dziewic i zapuszkowanych rycerzy - smok przeszedł na niemal płaczliwy ton. - Ja też ma ambicje - mówił ze skargą. - Chciałbym zostać - królem, ale mi nie pozwalają. Rasiści!
Gwydion postanowił wykorzystać słowa smoka.
- Mości smoku, mam pomysł. Weźmiesz mnie na swój grzbiet i udasz, żem cię pokonał. Ja ożenię się z księżniczką, waszmość przysmalisz króla i razem zasiądziemy na tronie.
- Jak na człowieka nieźle rozumujesz!
- Zaiste. I ludzie bywają mądrzy.

Plan Gwydiona został nie do końca zrealizowany. Ślub odbył się bez przszkód, księżniczka okazała się pięknością, rycerz zakochał się. Smok właśnie zabierał się do zrobienia z króla skwarki, gdy królewna wykrzyknęła.
- Ach, mój mężu, nie dopuść do tego!
Zakochany Gwydion zatrzymał smoka, mówiąc:
- Mości smoku, nie zabijaj go. Zamkniemy go po prostu w najwyższej komnacie najwyższej wieży, niech tam sobie mieszka. Moja pani żona będzie mogła go odwiedzać- .
- Od godziny ma żonę i już się dostał pod pantofel - mruknął smok pod nosem, ale spełnił prośbę Gwydiona.
Wkrótce potem odbyła się koronacja. Anborn był jedynym na świecie królestwem, w którym nie dość, że panowało dwóch królów, to na dodatek jeden z nich był smokiem.

KONIEC

Jabberwocky